Can I hike TMB alone?TMB is a well-marked and well-maintained hiking trip. The classic Hiking GR trail is never technical yet designed for experienced hikers who are familiar with topographic map reading, who are skilled in terrain orientation, necessary in bad weather conditions. What is the best period to hike TMB?The best period goes from mid-June to mid- September, in other words during mountain hut opening season. Remaining snowfields can make passages over the great passes delicate until early July. During the mid-July to mid- August holiday period, you can expect crowds on trails and in huts and it may be useful to know that most guided groups start on a Saturday or a Sunday. TMB is less popular before mid-June and in September. We recommend to start the tour later during the week or during shoulder seasons. I might not have time to complete my Tour du ten days are necessary to hike the tour entirely. However, one can adapt tour length according to the level of fitness and free time potentials. It is not uncommon to hike half-way around the first year, and plan the other half the following season: the leg from Les Houches to Courmayeur, and then Courmayeur to Les Houches. Another option consists in riding public buses in the low valley sections: Val Vény and Val Ferret in Italy- Val Ferret in Switzerland. You may also choose different start and finish towns along the way. How can I book the huts?Hikers planning the TMB must book each refuge. Booking is possible for most of them on line via the website We strongly recommend to book ahead of time. Reservations start as early as spring (April- May). Hut keepers can be joined outside hut opening season by phone or by email. During opening season, hikers can call the hut directly : for better results, it is advised to avoid the very busy times of day, such as meal hours. Once at the hut, hut keepers may not have access to internet, and will not be able to receive email messages. In case of late arrival at the refuge it’s recommended to inform the keeper (for security). It’s essential to inform the keeper in case of cancellation. Once in Chamonix, where can I park my car? You can either park near the lift in Les Houches, or use pay parking in Chamonix (weekly rates). On the starting day, hikers can use public transportation to get to Les Houches. How can I get to Chamonix in case of an emergency?Public transportation networks in TMB alpine valleys (les Contamines – les Chapieux – Coumayeur – Ferret - la Fouly – Orsières – Champex) are fully operational. They provide regular transportation hours and make reaching Chamonix easy. A bus also runs from Col de la Forclaz to the Chatelard train station at the Swiss-French border. Hikers can ride the train to the Chamonix valley from there. I have all the necessary documentation to start planning my TMB. How should I proceed to select my tour legs and stop-overs?With a large choice of TMB related websites and blogs, internet is a very helpful information resource. Guide-free “en liberté” route descriptions are available from several trekking companies, providing a road-book, accommodation bookings service for huts, and luggage transportation. Can I bring my dog along TMB?Some sections of the TMB GR trail are located inside natural preserved areas: the first one is “Réserve Naturelle des Contamines”, in which dogs are allowed on a leash only. But dogs are not allowed in both “Réserve Naturelle des Aiguilles Rouges “and Réserve Naturelle de Carlaveyron”. On trails in Italy and Switzerland, the presence of dogs is accepted, if on a leash. Dog owners must carry along their animal’s ID and vaccination record. Do Swiss huts accept payments in Euros?They do, except that currency rate may affect prices. Huts keepers follow and apply daily rates. Some huts accept credit I need a sleeping bag?Pillows, blankets/comforters are available in huts. All huts these days require to bring an individual do not need assistance, yet do not wish to carry a heavy pack. Luggage can be transported from hut to hut by taxi companies. Where can I refill on food and trail snacks? It is easy to shop for food when hiking across alpine valley towns (Contamines, Chapieux, Courmayeur, la Fouly, Praz de Fort, Champex, Trient, Vallorcine). In addition, the majority of huts sells freshly prepared lunch bags (please book the night before). What numbers should I call in case of an emergency?From France : 112 From Switzerland - Wallis : 144 From Italy – Aosta valley : 112How old must children be to hike TMB?No matter the child’s physical fitness and strength level, the tour length is not adapted to children younger than 8-10 years-old. Stamina grows significantly around ten years old, which would therefore seem like a reasonable age to hike TMB. Some caution is required when adapting the difficulty and length of each leg. A child should not hike for more than 6 hours daily; accompanying adults should ensure that the child eats and drinks regularly, in order to minimize vertical gain effort and avoid sudden low sugar disorder. Healthy children, aged 12 and over, are physically stronger, and are more able to adapt to daily consecutive efforts. In spite of their ability to recuperate faster, their motivation tends to decrease as years go by. What clockwise direction do you recommend to hike TMB?It is more commonly described counter-clockwise: France – Italy – Switzerland. However, one is entirely free to choose the direction one wishes to do Tour du Mont-Blanc. On a clockwise direction you wouldn’t have to pass many people on the trail, as they would be going the opposite direction. However, consider recalculating all your hiking times, in reverse vertical gain-loss order.
per adult (price varies by group size) Chamonix and Mont Blanc Day Trip from Geneva. 211. Rail Tours. from. $121.39. per adult. Private Tour to Chamonix Mont-Blanc from Geneva. 6.
Tour du Mont Blanc, w skrócie TMB jest jednym z najpopularniejszych szlaków trekkingowych w Europie. Jest to pętla licząca około 170 kilometrów (ma wiele wariantów, od których może zależeć ostateczna długość wędrówki) okrążająca masyw góry Mont Blanc. Trasa ta prowadzi przez trzy kraje: Francję, Włochy i Szwajcarię. Poprowadzona jest wśród zapierających dech w piersiach panoram oraz klimatycznych alpejskich miejscowości, których piękno można w pełni docenić tylko widząc je na własne oczy. Podczas trekkingu nocować można w schroniskach, jak i pod namiotem, my by ograniczyć koszty zdecydowaliśmy się na namioty, co dodało również całej wyprawie niepowtarzalnego charakteru. Szlak ten tradycyjnie pokonuje się w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara. Miejscowością, w centrum której znajduje się bramka oznaczająca symboliczny początek/koniec trasy jest Les Houches. To z tej miejscowości wyruszyliśmy na naszą alpejską przygodę. Dzień 1 Les Houches (parking du Prarion)- Les Contamines Montje (Camping Le Pontet) Nareszcie! 28 czerwca 2019 r. po długiej, męczącej podróży samochodem z przymusowym pobytem w zabytkowym Bolesławcu, zaczęliśmy naszą przygodę z TMB. Pełni sił i entuzjazmu wyruszyliśmy spod naszego ,,Base Campa” postawionego na parkingu du Prarion w wyżej już wspomnianym sympatycznym miasteczku Les Houches. Po zejściu z górnych partii parkingu pod kolejkę o tej samej nazwie napotkaliśmy pierwszy problem (chyba szybciej się nie da ). Mianowicie nie wiedzieliśmy, gdzie wbić się na szlak. Na szczęście z pomocą przyszedł nam GPS i po dosyć długim kluczeniu wśród coraz to wyżej położonych zabudowań dotarliśmy do pierwszego znaku z naszym szlakiem. Ku naszemu zaskoczeniu, okazało się, że mogliśmy przebić się w to miejsce ścieżką (niestety nieoznaczoną) prowadzącą prosto spod naszego kampera (na pocieszenie nie tylko my nie mogliśmy trafić od razu na szlak). Dalej już dobrze oznaczoną trasą pieliśmy się cały czas w górę, na początku asfaltową drogą wśród pięknych alpejskich domostw, a potem szeroką szutrówką wijącą się wzdłuż stoków narciarskich, aż na najwyższy punkt tego dnia: przełęcz Col de Voza, na której usytuowane są: stacja słynnej kolejki Tramway du Mont Blanc oraz ogromny hotel, który ni jak nie pasuje do górskiej scenerii. Ciekawym widokiem były również konie w maskach majacych prawdopodobnie chronić je przed słońcem. Widoki, które podziwialiśmy do tej pory były dość dziwną mieszanką, z jednej strony ukazującą dzikość i niedostępność gór chronionych przez niedostępne skaliste ściany oraz rozległe lodowce, a z drugiej wielką ekspansywność i umiejętność podporządkowania sobie świata przez człowieka. Alpy, przynajmniej ta ich część, przez którą mieliśmy możliwość wędrować pierwszego dnia trekkingu i nie tylko są o wiele bardziej naruszone przez człowieka chociażby od naszych Tatr. Szlak po przełęczy Col de Voza to już praktycznie cały czas długie, łagodne i przyjemne zejście. Również pod względem estetycznym druga część trasy jest o wiele bardziej atrakcyjna. Podczas wędrówki mieliśmy okazję podziwiać piękne Alpy z sielskimi wioseczkami. Trochę zmęczeni, około dotarliśmy do centrum Les Contamines Montje, gdzie zrobiliśmy zakupy w Carrefour’rze. Po odciążeniu plecaków i dociążeniu brzuchów, już chodnikiem zmierzaliśmy do campingu Le Pontet, gdzie zameldowaliśmy się około godziny 19. Dzień 2 Les Contamines Montje (Camping Le Pontet)- Les Chapieux ( kemping ) Po śniadaniu, którego głównym składnikiem były francuskie bagietki wyruszyliśmy na szlak. Mimo iż, jak się to później okazało był to jeden z najcięższych dni podczas całego trekkingu, początek trasy w ogóle na to nie wskazywał. Dopiero od pięknego starego kościółka Notre Dame de La Gorge (który warto zwiedzić) szlak zaczął piąć się w górę, lecz naprawdę ciężko zaczęło być dopiero przy schronisku Refuge de la Balme. Oprócz drastycznie wzrastającego nastromienia na ostatnim odcinku podejścia na przełęcz Col du Bonhomme przyszło nam mierzyć się ze śniegiem, który chociaż że na początku cieszył i dawał trochę ochłody po paru chwilach tylko przeskadzał. Problemem (zwłaszcza dla osób niższych czy nieposiadających obuwia z membraną) był również rwący górski potok, który trzeba było przekroczyć. Na Col du Bonhomme zrobiliśmy dłuższą przerwę na posiłek. Dalsza trasa, aż do Col de la Croix du Bonhomme wiodła do góry, niestety wszechobecny śnieg dalej utrudniał marsz. Od wyżej wymienionej przełęczy, będącej najwyżej położonym punktem na trasie w tym dniu, zaczęło się ciężkie, długie i mozolne zejście, aż do samego kempingu (na szczęście śniegu było tyle co nic). Na początku minęliśmy schronisko Refuge du Col de la Croix du Bonhomme ( z darmowego wychodka roztacza się piękna panorama na pobliskie szczyty). Im dalej, tym zejście bardziej dawało się we znaki. Na szczęście świstaki postanowiły nam umilić ten ciężki okres (zejścia zawsze są najgorsze) swoim towarzystwem. Zmęczeni i z obolałymi stopami w okolicach godziny dwudziestej dotarliśmy do miejsca noclegu. Kemping, na którym spaliśmy jest darmowy, posiada toalety z umywalkami, lecz nie ma na nim pryszniców ( w pobliskim gite można odpłatnie skorzystać z natrysków, ewentualnie pozostaje rzeka). W sumie jedyną wadą tego kempingu były krowie placki (było ich naprawdę dużo, ale na szczęście były wyschniętne i nie śmierdziały), które zamieniały rozkładanie namiotu w logiczną układankę, a zwykłe pójście do toalety w wędrówkę po polu minowym. W Les Chapieux prócz wcześniej wspomnianego gite znajduje się mały sklepik, w którym sprzedawca dosyć dobrze rozumiał po polsku. Warto u niego z rana kupić sandwiche, które są naprawdę dobre i jak na kanapkę sycące ( bardziej od większości dań serwowanych w gite, gdzie chyba tylko spaghetti mogłoby z nimi powalczyć). Ogolnie stwierdzić muszę, że gdyby nie liofilizaty najprawdopodobniej pomarlibyśmy z głodu (w menu zobaczyć można głównie sałatki i omlety, porcje nie powalają wielkością, a w większości lokali kuchnię otwierają dopiero wieczorem). Dzień 3 przerwa w Les Chapieux Dzień 4 Les Chapieux (kemping)- Camping Monte Bianco La Sorgente Tego dnia, mimo przerwy, mamie dalej dokuczła nadwyrężona poprzednim odcinkiem noga w przeszłości ugryziona przez żmiję. Nie chcieliśmy nocować w bardzo drogich schroniskach, a czekał nas długi i wymagający odcinek, toteż postanowiliśmy ( jak zresztą większość trekkerów) przejechać krótki, dosyć monotonny kawałek busem. Zaraz po wyjściu z busa zaczęło się strome podejście trwające, aż do przełęczy Col du Seigne, będącej jednocześnie granicą francusko-włoską i najwyższym punktem dnia, gdzie zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę. Widoki podczas podejścia i z samej przęłęczy były naprawdę piękne i wynagrodziły nam każdą kroplę potu. Od Col du Seigne zaczęliśmy zejście do kempingu. Podczas wędrówki w dół mijaliśmy dwa schroniska: Refugio Elisabetta, oraz Cabane du Combal. Trasa była bardzo atrakcyjna widokowo do samego kempingu włącznie, na którym zameldowaliśmy się w okolicach siedemnastej. Dzień 5 Camping Monte Bianco la Sorgente- Camping Tronchey Ten dzień był dla nas dniem asfaltu, z jednej strony przez naszą gapowatość, z drugiej ze względów ekonomicznych (ceny w alpejskich schroniskach są kosmiczne). Od kempingu do bardzo atrakcyjnego miasteczka Courmayeur szliśmy asfaltem ( w pewnym momencie było wejście na szlak które przeoczyliśmy). Przynajmniej widoki były prawdopodobnie lepsze niż na szlaku, bo nie zasłaniał ich las. W centrum wyżej wspomnianej miejscowości posililiśmy się włoską pizzą, a na deser pochłonęliśmy lody. Skorzystaliśmy również z okazji zrobienia zakupów w supermarkecie. Co do samego miasteczka sprawia ono wrażenie bardzo sympatycznego i naprawdę wartego zwiedzenia. Jego jedyną wadą było zatłoczenie ( na niektórych uliczkach zdawało się nam, że jesteśmy na Krupówkach). Po trzynastej wyruszyliśmy w dalszą drogę w stronę kempingu. Niestety, szlak nie prowadził przez żaden kemping znajdujący się w odpowiedniej odległości by dojść do niego tego dnia, toteż musieliśmy z niego zboczyć. Po dosyć długiej wędrówce wzdłuż drogi w okolicach godziny 16 dotarliśmy do kempingu. Dzień 6 Camping Tronchey- La Fouly (Camping des Glaciers) Dzień ten był dla nas dniem symbolicznym, nie tylko ze względu na przekroczenie granicy włosko-szwajcarskiej, ale również ze względu na ,,przejście” na drugą stronę mapy. Na początek podążaliśy asfaltem, gdzie mieliśmy okazję zaobserwować podbieranie zaopatrzenia przez śmigłowiec. Wraz z końcem asfaltu zaczęło się strome podejście ciągnące się aż do przełęczy Grand Col Ferret. Po drodze mijaliśmy pęknie usytuowane schronisko Rifugio Elena. Od wyżej wspomnianej przełęczy bedącej granicą włosko-szwajcarską, gdzie zrobiliśmy sobie dłuższy popas na bagietkę. Niestety, pogoda zaczęła się trochę psuć, więc zaczęliśmy zejście, które powitało nas (na szczęście nielicznymi) płatami śniegu. Znikły one wraz z utratą wysokości. Odcinek od przełęczy do Gite Alpage de la Peule, który pokonaliśmy w zmiennej aurze wspominam, jako jeden z piękniejszych na całej trasie. Dalej na początek szutrową, potem asfaltową, leśną i z powrotem asfaltową drogą dotarliśmy do La Fouly. Gdy dochodziliśmy do wspomnianej miejscowaści rozpętała się burza, którą przeczekaliśmy pod budynkiem informacji turystycznej. Gdy przestało padać poszliśmy na zakupy (uwaga, patrząc na szwajcarskie ceny, możesz pomyśleć, że cyfry ci się mieszają, albo że ktoś robi ci wredny kawał, niestety ceny naprawdę są bardzo wysokie). Po wyjściu ze sklepu udaliśmy się na kemping, gdzie dotarliśmy około godziny 18, aczkolwiek dla mnie nie był to jeszcze koniec wędrówki, ponieważ przy rozkładaniu namiotu okazało się, że zostawiłem karimatę przed informacją turystyczną. W strachu, że już jej tam nie ma, szybko po nią poszedłem. Na szczęście grzecznie na mnie czekała. Co do samego kempingu, śmiało można powiedzieć, że był jednym z najwygodniejszych (i najdroższych) na całym trekkingu. Świetną sprawą była ogólnodostępna świetlica oraz wi-fi, które dochodziło do naszej parceli. Dzień 7 La Fouly (Camping des Glaciers)- Champex (Camping Les Rocailles) Odcinek, który pokonaliśmy tego dnia okazał się jednym z łatwiejszych na całym trekkingu. Na samym początku szlak prowadził zdala od domów, lecz potem przez długi czas wiódł wśród pięknych zabudowań przypominających żywy skansen. Dalej szliśmy coraz wyżej wśród pastwisk i lasów. Oprócz przebijających się spośród drzew widoków, marszrutę urozmaicały nam poustawiane wzdłuż szlaku rzeźbione w drewnie figury. Po dotarciu do centrum miejscowości Champex około chcieliśmy spróbować dania, z którego słynie Szwajcaria czyli fondue. Niestety, okazało się, że we wszystkich restauracjach kuchnie pracowały najwcześniej od godziny 18. Po zakupach udaliśmy się na kemping i po rozbiciu namiotów oraz odświeżeniu się, już w klapkach (musieliśmy wyglądać dosyć osobliwie) wróciliśmy na wyczekane fondue. Co ciekawe to tego dnia wreszcie udało nam się zobaczyć iście mitycznego bernardyna. Te psy to w Szwajcarii coś na wzór naszego smoka wawelskiego. Informacje turystyczne, sklepy z pamiątkami a nawet autobusy pełne są jego podobizn. Zdawać by się mogło, że każdy szanujący się Szwajcar ma takiego w swoim domu. Nic bardziej mylnego na całym trekkingu zobaczyliśmy tylko dwa z czego ten z Champex (sądząc po wyglądzie) powoli kończył swój żywot i był długowłosy (pierwotnie ta rasa występowała tylko w wersji krótkowłosej, a długowłosa powstała na wskutek domieszki krwi nowofunlanda, która zostało dodana by ratowac rasę przed wyginięciem). Dzień 8 Champex (Camping Les Rocailles)- Le Peuty Ten dzień, mimo iż jak to w górach bywa nie brakowało mu podejść, upłynął nam bardzo przyjemnie dzięki zapierającym dech w piersiach widokom umilającym każde podejście. W tym dniu też udało nam się zobaczyć jedynego na całym trekkingu krótkowłosego bernardyna (a jednak istnieją). Wędrujac wśród pięknych szwajcarskich zabudowań i alpejskich łąk dotariliśmy do przełęczy Col de Forclaz (ludziom, którzy robili zakupy w sklepach Decathlon nazwa ta może być znana). Tam też zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę. Przez przełęcz przebiega droga, przy której usytuowane są również: gite, restauracja oraz sklepik z pamiątkami, obok którego znajdował się stragan ze świeżymi owocami. Po odpoczynku zaczęliśmy zejście do samego kempingu, na którym zameldowaliśmy się około godziny Kemping jest płatny ( wieczorem przychodzi dozorca i pobiera opłatę). Pole to posiada toalety z umywalkami i prysznice ( w kontenerach a la Toi Toi) oraz zadaszoną wiatę z gniazdkami i miejscem na grilla. Dzień 9 Le Peuty- Village vacances Camping Pierre Semard Dzień ten przywitał nas od razu ciężkim podejściem wśród lasu, które rozbudziło nas na dobre i pokazało, że życie nie zawsze jest łatwe :). Na szczęście widoki z przełęczy Col de Balme bedącej granicą szwajcarsko-francuską były warte każdego wysiłku. Tym razem góry pokazały nam się od swojej ,,potężnej strony”, która wprost onieśmielała. Patrząc na odległe ośnieżone szczyty można było odnieść wrażenie, iż wystarczy tylko lekko podskoczyć aby znaleźć się na jednym z nich. Na wyżej wspomnianej przełęczy znajduje się budynek, który nie został zaznaczony na naszej mapie dlatego nie wiem czy jest to miejsce gdzie można przenocować, czy to tylko kawiarenka. Na przełęczy wbiliśmy w wariant, który prowadził nas wzdłuż psującej trochę ogólne wrażenie infrastruktury narciarskiej (której jedynym jej plusem było to, że mogliśmy popatrzeć na ludzi uprawiających downhill). Na kemping dotarliśmy trochę nieświadomie ( na potrzeby napisania tego wpisu musiałem się nieźle oszukać zanim znalazłem go w internecie), ale dosyć wcześnie, bo o godzinie Na kempingu okazało się, że musieliśmy czekać na otwarcie recepcji ( na szczęście namioty można rozłożyć przed zameldowaniem). To, że od razu nie mogliśmy uiścić opłaty trochę pokrzyżowało nam plany związane z udaniem się do pobliskiej miejscowości na zakupy (w wypadku gdyby to obsułga musiała się upomnieć o należność- cena sporo wzrastała, dlatego też musieliśmy być cały czas na miejscu). Gdy dopięliśmy formalności związanych z naszym pobytem na kempingu, ja i tata wreszcie udaliśmy się na zakupy do Argentiere. Ceny w porównaniu ze szwajcarskimi zdawały się malutkie, toteż daliśmy upust naszej fantazji ( na kemping przytaszczyliśmy nawet lody). Po istnej uczcie z poczuciem spełnienia (w brzuchach) położyliśmy się spać z myślą o tym, że zostało nam za dużo jedzenia, które trzeba będzie następnego dnia nieść na własnych plecach. Dzień 10 Village vacances Camping Pierre Semard- Les Houches W ostatni dzień naszego trekkingu Alpy dały nam popalić. To był zdecydowanie najtrudniejszy dzień, nie tylko ze względu na długość odcinka, przewyższenie czy drabinki, ale również ze względu na zmienną, nieprzychylną aurę. Po pobudce jeszcze przed świtem zjedliśmy śniadanie, podczas którego raz na jakiś czas niebo rozrywały błyskawice. Jako, że burza wydawała nam się odległa podjęliśmy decyzję o wyruszeniu na szlak. W blaskach porannego słońca zeczęliśmy ostatni etap naszej wyprawy. Przy pierwszym podejściu każdy żałował zakupowego szaleństwa z poprzedniego dnia. W pewnym momencie zobaczyliśmy jak w naszą stronę szybko zmierza deszcz. Jak można się było spodziewać, prędko nas dogonił i już nie tylko zobaczyliśmy, ale też poczuliśmy zimne krople na naszych ciałach. Dalej musieliśmy piąć się w górę w deszczu padającym raz z mniejszą, a raz z większą intensywnością. Po pewnym czasie dotarliśmy do pierwszych drabinek, które ciągnęły sie przez dosyć długi odcinek. Warto jednak wspomnieć, że przynajmniej nam nie sprawiły one wielkich trudności (ktoś kto był na ubezpieczonych szlakach w Tatrach powinien sobie spokojnie poradzić). Jeśli chodzi o ekspozycje to też nie jest źle, chociaż gdy podejdźie się bliżej krawędzi, miejscowości, które zostawiliśmy w dole wydają się na wyciągnięcie ręki. Na ostatnim odcinku pierwszego podejścia dopadła nas burza z gradem. Jako, że cofanie się na metalowe ubezpieczenia nie wydawało nam się dobrym pomysłem postanowilismy szybko pokonać ostatnie metry w górę i zacząć zejście w stronę schroniska Refuge de la Flegere, nawiasem mówiąc nieczynnego w tym sezonie. Burza na szczęście nie trwała długo, a pogoda chociaż dalej zmienna zaczęła się stopniowo poprawiać. Pod wyżej wspomnianym schroniskiem zrobiliśmy sobie przerwę na odciążenie plecaków. Po popasie bardzo przyjemnym szlakiem dotarliśmy do stacji kolejki gondolowej Planpraz. Podczas dalszego podejścia stromymi zakosami w pewnym momencie uszłyszałem dźwięk, wydawany jak myślałem przez jakiegoś zmęczonego piechura zakos wyżej, lecz po którymś takim dzwięku z kolei podniosłem głowę i ujrzałem przyglądającą mi się z ciekawością (a może i z lekkim rozbawieniem) kozice. Gdy zobaczyła, że ją zauważyłem nieśpiesznym krokiem oddaliła się w swoją stronę. Po osiągnięciu ośnieżonej przełęczy Col du Brevent szlak przybrał już bardziej wysokogórski charakter, a na okolicznych turniach widać było wspinaczy. Pośród śniegu i głazów, dotarliśmy na szczyt Le Brevent, na którym znajduje się górna stacja kolejki gondolowej startującej z Chamonix (by na niego wejść trzeba trochę zboczyć ze szlaku, zajmuje to kilka minut, a naprawdę warto). Na szczycie zrobiliśmy sobie krótką przerwę, by nacieszyć się widokami i uczuciem, że jesteśmy wyżej niż nasze Rysy. Po odpoczynku zaczęliśmy mozolne i ciężkie zejście do Les Houches (Le brevent wznosi się na 2525m a Les Houches na 1008m Niewiele poniżej schroniska Refuge de Bellachat (moim zdaniem naładniejszego na całej trasie) spotkaliśmy stadko kozic, które bardzo wdzięcznie pozowały nam do zdjęć. Po sesji fotograficznej kontynuowaliśmy zejście. Na początek z naszej trasy widać było z jednej strony bliskie, a z drugiej bardzo odległe Chamonix, potem, gdy weszliśmy w las było widać coraz mniej zwłaszcza że zaczęło robić się ciemno. Po pewnym czasie dotarliśmy do ogromnego pomnika Pana Jezusa, który widzieliśmy wcześniej z Les Houches (wydawał się położony bardzo blisko). Niestety do kresu wędrówki dzieliło nas jeszcze sporo czasu. Wreszcie ledwo żywi, prawie spiący na stojąco, ale szczęśliwi o godzinie dotarliśmy do symbolicznej mety Tour du Mont Blanc, a następnie o godzinie do naszego kampera. Dzień ten był bardzo wymagający i nie mogłem się doczekać momentu kiedy położę się we własnym wygodnym łóżku w naszym ,,Base Campie”, mimo to już podczas robienia pamiątkowego zdjęcia gdzieś głęboko w sobie czułem żal, że to już koniec naszej alpejskiej przygody.
The Tour du Mont Blanc (TMB) is Europe’s most popular long distance hiking trail – and for good reason. The route circles the spectacular Mont Blanc massif, covering a distance of 170km and including 10,000m of elevation change. Passing through three countries, it provides a spectacular tour of snow-capped peaks, glacial valleys, crystal-clear mountain lakes, and local alpine villages
Dziś pod namiot można wyjechać tak naprawdę bez namiotu, a współczesne kempingi oferują tyle udogodnień, że powiedzenie „spartańskie warunki” straciło swoją moc. Wciąż jednak nie brakuje chętnych, by zamienić luksusowe pole namiotowe na dzikie obozowisko pośród drzew. Oto lista najlepszych miejsc w Europie na nocleg pod chmurką, który zachwyci zarówno wieloosobową rodzinę, jak i fanów Bear Gryllsa. Pole namiotowe w Europie idealne dla rodzin z dziećmi Mówi się, że dzieci nie potrzebują wiele. Dzieci może i nie, ale ich rodzice już tak. W końcu nawet weekendowy wypad do nadmorskiego pensjonatu sprawia, że zapakowane po dach auto szoruje podwoziem po autostradzie. I jak tu jeszcze upchnąć namiot na dwutygodniowy wyjazd nad Adriatyk? Być może wcale nie będzie to konieczne, ponieważ znalezienie w Europie kempingu, oferującego nocleg pod bogato wyposażonym namiotem, nie brakuje. Pole namiotowe – Włochy Spiaggia e Mare Spiaggia e Mare zachwyci każdego – rodziców szukających odpoczynku, pełne energii dziecko, jak i wybrednego nastolatka. Kemping położony jest bezpośrednio przy plaży, jednak jeżeli nie przepadamy za kąpielami w morskiej wodzie – możemy skorzystać z kompleksu basenów. Znajduje się on na terenie ośrodka, gdzie można wybierać wśród atrakcji godnych parku wodnego. Czego chcieć więcej? Może placu zabaw, animacji dla najmłodszych, boisk, gier wideo i lekcji spływów kanu? Wszystko to tam znajdziemy 😉 W Spiaggia e Mare istnieje możliwość zakwaterowania w komfortowych domkach letniskowych, ale nie po to tu przyjechaliśmy, prawda? Wybieramy więc namiot Navajo, którego standard wcale nie jest gorszy – trzy sypialnie mogące pomieścić do sześciu osób, aneks kuchenny z płytą grzewczą i lodówką, oświetlenie. Do pełni szczęścia brakuje tylko prywatnej toalety i niestety… będzie nam jej brakować. W zamian zaoszczędzimy jednak kilkaset złotych. Kemping w Hiszpanii Mas St. Josep Położony w Hiszpanii kemping Mas St. Josep pod względem zjeżdżalni wodnych wypada skromniej, jednak w zamian proponuje gościom wiele możliwości na aktywne spędzenie czasu, a po pokonaniu zaledwie kilku kilometrów można znaleźć się w parku wodnym Aquadiver. Dodatkowo osoby, które w podróży zapewnią opiekę pociechom, mogą poznać smak nocnego życia w słynących z pięknych plaż Playa d’Aro i Sant Agaro. Wciąż nie jesteście pewni? A co jeżeli powiemy, że kemping znajduje się zaledwie półtorej godziny jazdy samochodem od Barcelony? Nocleg możemy zarezerwować w jednym z dwóch typów namiotów – znanym już Navajo oraz pięcioosobowym namiocie typu safari, który wyposażony jest w aneks kuchenny, lodówkę, mikrofalę, płytę grzewczą, ale co najważniejsze posiada… ekspres do kawy. Mała rzecz a tak cieszy. Nocleg w Chorwacji Zaton Holiday Resort Mówiąc o wakacjach z dzieckiem za granicą nie sposób pominąć Chorwacji, która od wielu lat jest jednym z najchętniej wybieranych kierunków. Oglądając film umieszczony poniżej – właściwie trudno jest się dziwić. Zaton Holiday Restort to kemping, który może pochwalić się nie tylko doskonałą lokalizacją (w bliskim sąsiedzie plaży zarówno piaskowej jak i kamienistej), ale również odnowionym kompleksem basenowym ze zjeżdżalniami, amfiteatrem i widokiem na morze. Oczywiście znajdziemy tu również boiska, place zabaw a nawet małe samochody elektryczne dla dzieci. Do dyspozycji gości preferujących nocleg pod namiotem przygotowane zostały namioty safari mogące pomieścić maksymalnie cztery osoby i jedno dziecko. Obok wyposażenia kuchni (tak, tu też jest ekspres do kawy) i mebli ogrodowych namiot posiada częściowo zadaszony taras oraz uwaga… łazienkę! Pole namiotowe Austria Camping Bella Austria Wszystko ładnie i pięknie, ale przecież nie samym morzem człowiek żyje. Wakacje to również dobry moment na górskie wycieczki – o czym świadczą tłumy w Zakopanem. Jeżeli jednak droga na Morskie Oko już Wam się nieco znudziła, to zawsze można spróbować swoich sił na innych szlakach. Te znajdujące się w Austrii wręcz zachwycają znajdującą się wokół przyrodą. Namiot można rozbić na parceli w przyjaznym dzieciom Camping Bella Austria znajdującym się w Dolnie Katsch tuż przy wiosce, skąd blisko do Doliny Mur. Do dyspozycji gości są baseny, place zabaw, wypożyczalnia rowerów, boiska i dmuchańce. Oprócz parceli na polu namiotowym istnieje możliwość wynajęcia namiotu typu Navajo z trzema sypialniami mogącymi pomieścić do 6 osób. Do tego aneks kuchenny i pawilon ogrodowy. Pole namiotowe dla aktywnych Niektórych wizja błogiego leżnia na plaży może nieco przerażać. Boiska, baseny, parki wodne? Wówczas są jednie fajnym urozmaiceniem, któremu można się poddać, gdy już wrócimy z górskiej wspinaczki czy jazdy na nartach – i to zarówno tych wodnych, jak i zwykłych. Jeżeli należymy do tych, którzy „nie potrafią usiedzieć w miejscu nawet minuty” to znaczy, że musimy poszukać kempingu umożliwiającego aktywne spędzenie czasu. Oto na co możemy liczyć. Wypad na narty do Szwajcarii latem Miłośników zimowego szaleństwa nie brakuje nawet latem – brakuje za to śniegu. Kemping Bella Tolla znajduje się nieopodal miejscowości Zermatt w Szwajcarii, do której zjeżdżają się narciarze, chcący skorzystać ze stoku w czasie wakacyjnego urlopu. Niestety wszystko uzależnione jest od pogody i warunków, w związku z czym tego rodzaju wypad należy traktować raczej jako jednodniowe urozmaicenie podróży. Ale nie ma się co martwić – u podnóża gór wiać będzie alpejski wiatr, a nie nuda. Możemy przykładowo wybrać się na górę Matterhorn, którą Polakom przysłonił nieco Juliusz Słowacki skupiając całą uwagę na Mont Blanc, lub skorzystać z jednej z tras rowerowych znajdujących się w pobliżu. Wakacje na rowerze – pola namiotowe Na samo wspomnienie o trasach rowerowych zaświeciły się nam oczy? Jeżeli tak to pewnie zabranie roweru na wyjazd jest dla nas równie ważne, co spakowanie ręczników i ciepłego koca. Na szczęście fani dwóch kółek w Europie mają w czym wybierać. Choćby kemping Airotel Pyrénées, który jest doskonałą bazą jeżeli myślimy o sprawdzeniu się na jednym z najbardziej wymagających etapów Tour de France w Pirenejach, takich jak Tourmalet, Luz-Ardiden, Aubisque i Hautacam. Popularnym wśród amatorów kolarstwa kierunkiem jest również Jezioro Garda. Jako miejsce wypadowe najlepiej jest wybrać okolice miejscowości Riva del Garda, gdzie kempingów jest co najmniej kilka, więc o rozbicie namiotu nie mamy się co martwić. Niestety musimy liczyć się z tym, że na ten sam pomysł co my, wpadnie setki, jak nie tysiące innych rowerzystów. Coś za coś. W zamian możemy liczyć na malownicze trasy ciągnące się w okół jeziora – obecnie budowana jest również 140 km ścieżka rowerowa. Nim jednak powstanie – uważajmy na kierowców. Nie są oni zbyt skłonni ustępować na wąskich uliczkach miejsca jednośladom. Nurkowanie i windsurfing w Europie – gdzie się zatrzymać? Jeżeli natomiast w wodzie czujemy się jak… ryba w wodzie to warto poszukać kempingu, który będzie oferował więcej atrakcji wodnych niż basen i kilka zjeżdżalni – na przykład sąsiedztwo szkół windsurfingu. W Hiszpanii taką możliwość będziemy mieć, gdy rozłożymy namiot na kempingu El Delfin Verde znajdujący się regionie Costa Brava i Costa Dorada. We Włoszech szansę na aktywie spędzony czas na wodzie mamy na kempingu Garden Paradiso, znajdującym się nad Adriatykiem. A we Francji można z kolei zatrzymać się na kempingu La Rive, gdzie znajduje się wyróżniona prestiżową nagrodą La Clef Verte nadjeziorna plaża. Nietypowe noclegi pod namiotem To, że namiot nie zawsze oznacza noc na karimacie i herbatę z termosu już wiemy, ale czy można znaleźć namiot który będzie nie tylko komfortowy, ale również wzbudzi w nas zachwyt? Tak. I to nie tylko w nas, bo gdy udostępnimy zdjęcie z biwakowania na Instagramie to możemy mieć pewność, że zaleje nas prawdziwa fala wirtualnych serduszek. Nietypowe namioty, te mniej i bardziej luksusowe, można znaleźć w serwisie Airbnb. Opisaliśmy je w artykule Domek na drzewie, a możne na wodzie? Niezwykłe noclegi z Airbnb i nie tylko. Spanie na dziko pod namiotem w Europie – gdzie można? „Nie po to jedzie się na biwak, by spać w luksusach” – powie ta część osób, dla których nocleg pod namiotem to coś więcej, niż sposób na zaoszczędzenie kilkuset złotych (taki sam efekt przyniesie przecież wymiana walut w 😉 ), czy ciekawa odskocznia od codzienności. Nie dla nich kempingi i namioty z aneksem kuchennym – choć trzeba przyznać, że ekspres do kawy to fajna sprawa. Prawdziwa przygoda zaczyna się dopiero wtedy, gdy rozbijemy przecież biwak z dala od cywilizacji. W lesie, na plaży, czy na śniegu w Grenlandii – dobrze jednak wcześniej dowiedzieć się, czy ta przyjemność nie będzie nas kosztować więcej niż doba w pięciogwiazdkowym hotelu. Masz prawo do kontaktu z naturą... Najmniej restrykcyjne pod względem dzikich obozowisk są państwa skandynawskie: Norwegia, Szwecja, Finlandia. Obowiązuje tam prawo każdego do kontaktu z naturą. To fajne prawo, zwłaszcza biorąc pod uwagę wzrost zainteresowania tymi krajami w ostatnim czasie, który rośnie wraz z cenami noclegów. Namiot rozbić możemy na maksymalnie 2 dni, na niezamieszkałym terenie w odległości 150 m od zabudowań. Problemów z noclegiem na dziko nie powinniśmy mieć również na Islandii, Estonii, na Litwie i Łotwie oraz w Kosowie i Bośni. W miarę spokojnie można czuć się również w Rumunii, Bułgarii, Czarnogórze i Serbii. O mandat trzeba się mocno postarać w Rosji, na Białorusi i Ukrainie. Także Słowenia i Polska mają dość luźne podejście do biwakujących, choć nie można wykluczyć, że zostaniemy poproszeni o wyciągnięcie śledzi. ...ale nie wszędzie Zabronione rozbijanie namiotu jest w Grecji, Portugalii, Francji, Chorwacji, Hiszpanii i Anglii, ale czasami nikt nie zwraca na to uwagi – zatem ryzykujemy już na własną rękę. Lepiej biwakowanie na dziko odpuścić sobie we Włoszech, Niemczech, Austrii, Czechach, Szwajcarii, Słowenii, Danii, Holandii, Belgii i Luksemburgu.
. 755 139 629 571 390 487 751 548